Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

jącego Urzędnika“ wymordowali do nogi jedną rodzinę z zaprzyjaźnionej sobie „Wsi Mówiącego Konia.
Wszystko, co się stało potem, było niemniej jasne i proste, a zupełnie nie oczekiwane w skutkach. „Wieś Mówiącego Konia“, dowiedziawszy się o krwawych czynach swych sąsiadów, nad wieczorem napadła na nich, zbrojna w pałki, oskardy, motyki i łopaty. Rozumie się, że mieszkańcy „Wsi Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika“, spodziewali się tego i mieli się na baczności. Mściciele, którzy uderzyli z wielką furją i gwałtownością, zostali odparci, ale po obu stronach padło po kilkunastu ludzi i żadnej wątpliwości nie ulegało, że na tem się skończyć nie może. — Mieszkańcy „Wsi Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika“ postanowili zatem dla miłego spokoju zaraz tej samej nocy napaść na swych sąsiadów i rozgromić ich tak, aby odebrać im ochotę do dalszych bójek, uniemożliwiających wszelką pracę.
Noc jasna i księżycowa sprzyjała temu pokojowemu przedsięwzięciu. Uzbroiwszy się w zakrwawione łopaty, motyki i oskardy, bitni mieszkańcy „Wsi Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika“ wyruszyli w pole i podszedłszy cicho pod bramę „Wsi Mówiącego Konia“, skoczyli do szturmu. Jak zwykle wieś otoczona była wałem strzeżonym przez członków „Towarzystwa Strzegącego Plonów“ i wtargnięcie do niej nie było bynajmniej łatwem zadaniem. Ale i mieszkańcy „Wsi Mówiącego Konia“, mieli też dość tego wszystkiego,