Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/131

Ta strona została skorygowana.

wały dużo. Kiedy, chodząc cichemi i ciemnemi drogami podmiejskiego letniska, znalazł się w pobliżu ich willi, milkł i starał się przemknąć niepostrzeżenie. Ale zawsze któraś z nich kręciła się po ogrodzie i ledwo go dojrzała, wołała go, a na jej głos z willi wypadały inne i już chmurą tęczową — nieraz w rannych jeszcze sukniach i z głowami w papilotach — biegły ku niemu, chwyciwszy się za ręce, otaczały go radosnem, piskliwem i śmiejącem się kołem a potem zaczynały z nim długie, żartobliwe targi.
„Chodja“ dużo widział kobiet rosyjskich i znał je; handlował przecież jedwabiem. Ale tu, między temi pięciu młodemi dziewczynami, czuł coś dziwnie nieczystego i niskiego. Głosy, ruchy, nawet śmiech, — wszystko było drapieżne, chciwe, samolubne a sztuczne i puste. Oczy, jak gdyby opętaniem jakiemś nabrzmiałe, szukały i gryzły równocześnie. Kiedy Wei-hsin Yang stał między dziewczętami, słuchając ich chichotu i urywanych słówek, zdawało mu się, że jest otoczony złemi widmami, cieniami djabelskiemi, gotowemi każdej chwili rozszarpać go białymi ząbkami i opalowymi pazurkami.
Rej wśród nich wodziła bardzo młoda kobieta, biała, złotowłosa, od stóp do głowy przeważnie czerwono ubrana i usiana klejnotami. Miała wytrzeszczone, jasno-niebieskie oczy, niski, mocny głos i gwałtowne, prawie chłopięce ruchy, od których aż jej grube, złote