Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

wie podniesionym, gwałtownie wyrzucając mnóstwo słów, nie dbając, czy towarzyszka słucha go czy nie. A ta młoda, biała kobieta w czerwonej sukni śmiała się, czasem rzuciła słówko, które widać bodło jak ostrogą, bo młody oficer aż się rzucił, a czasem odwracała twarz i uśmiechała się do siebie, jakby nie mogąc ukryć zadowolenia. W pewnej chwili, gdy oficer, blady ze wzruszenia a może gniewu, przystanął i wpatrzywszy się w nią, mówił, bijąc się pięścią w pierś, kobieta parsknęła śmiechem i, śmiejąc się głośno, pobiegła naprzód. Twarz młodego człowieka wykrzywił wyraz gniewu. Podniósł w górę zaciśniętą pięść, jak gdyby groził nią swej towarzyszce, lecz mimo wszystko poszedł za nią.
Niedostrzeżony przez młodą parę Wei-hsin Yang z senną obojętnością i pogardą zarazem przyglądał się tej scenie. Jaka dzika ta kobieta, jaki śmieszny ten młody oficer.
Kroki oddalały się, ucichły. Zabrzęczały muszki, zaśpiewały cieńko komary. Wei-hsin Yang ułożył się wygodnie na trawie i przymknąwszy oczy tak, że tylko biały odblask światła dziennego w nich został, pogrążył się w swe zamyślenie.
Ale czar prysnął. Daremnie Wei-hsin Yang starał się przywoływać przed oczy twarze i rzeczy dawno już nie widziane. Jeszcze przed chwilą tak jasno i łatwo wynurzające się z mroków — teraz nie przycho-