Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/150

Ta strona została skorygowana.

kami galanterji japońskiej wciskali się wszędzie lub też — obrawszy sobie jakiś kąt na ulicy — całe dnie spędzali na jednem miejscu, siedząc w kuczki obok rozrzuconego towaru i przyglądając się przechodniom. Najprzyzwoitsze ulice i place zmieniały się w bazary i targowiska, po których uwijali się krzykliwi przekupnie gazet, pieśni rewolucyjnych i literatury partyjnej. Zdarzało się czasami, iż śmielszy milicjant próbował wziąć w karby ten niesforny żywioł, ale to się nie na wiele przydawało. Baby kłóciły się, na prawo i lewo szafowały najpotworniejszemi wyzwiskami, a w najlepszym wypadku przenosiły się ze swym towarem o dziesięć kroków dalej.
Drugą okolicznością sprzyjającą handlowi ulicznemu było to, że wśród niższych warstw ludności pokazało się naraz bardzo dużo pieniędzy. Wszyscy strajkowali, zdobywali coraz nowe podwyższenia płac, znowu strajkowali i — jakby niespodziewanie kopalnię złota odkryli — bez rachunku rozrzucali pieniądze. Przekupki uliczne kazały sobie przynosić do swych straganów jadło z pierwszorzędnych restauracji, dziewczęta nie targując się, brały po kilka arszynów jedwabiu, prości robotnicy rozbijali się po mieście kłusakami.
Ale przedewszystkiem wszędzie panoszyły się niezliczone bandy żołnierzy. Zaniedbani i niekarni na nikogo nie zwracający uwagi, tłumami obsiadali stopnie posągów, skąd zwykle przemawiali mówcy