Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

A były tam całe stosy przepysznych kostjumów, rosyjskich, polskich, szwedzkich, niemieckich, tatarskich, prawdziwy jedwab, prawdziwy aksamit, prawdziwa skóra — jak na bogaty, solidny teatr przystało. Więc szermierze nowych porządków zrzucali dziurawe buty, strząsali z niemytych nóg czarne, zesztywniałe onuce i owijali stopy w biały atłas lub jedwab zdarty z hiszpańskich peleryn lub z rokokowych robronów a wciągnąwszy na nogi wysokie, pyszne buty przytupywali radośnie, rozkoszując się całością podeszwy i jędrnym tonem obcasa. Ale porozrzucane w garderobie bogactwa zbyt kusiły a „człowiek rosyjski“ lubi się ubrać fantastycznie — więc dalejże zaczęto rozchwytywać aksamitne szarawary, kaftany, kontusze, delje futrem podbite, piękne czapki futrzane.
Radość nie trwała długo.
Junkrzy, ostrzelawszy oba teatry z kilkunastu karabinów maszynowych, przygotowywali się do szturmu.
„Krasnogwardiejcy“ postanowili nie przyjąć go.
A kiedy załoga Teatru Małego wypadła na ulicę, zdumieli się junkrzy i ci śmielsi Moskiewicze, którzy z poza spuszczonych rolet obserwowali te krwawe boje:
Bo oto z ciemnego wnętrza teatru wybiegła gromada bojarów z czasów Dymitra Samozwańca, szlachty polskiej, Tatarów, rejtarów szwedzkich i zielonych strzelców Piotra Wielkiego, a na końcu z topoem w ręku i w białym sutym atłasowym stroju biegł