Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

wanie i biegli w tym fachu robotnicy zabrali się do dzieła. Zgromadzony lud płakał i żegnał się i wzdychał, ale jeźdźcy, wpierając w ciżbę konie swe, śmiali się z łez starców i wydrwiwali ich. A nie rozumieli, że ci młodzi ludzie młodości swej i życia swego płaczą.
Od wczesnego ranka przez cały dzień zgrzytały piły i huczały młoty robotników, krzątających się na rusztowaniu. A popołudniu odkręcona śpiżowa głowa wodza z gromowym dźwiękiem zleciała na kamienny bruk moskiewski. Echem żałobnem odpowiedziały stare mury, jęknął tłum czarny, a posąg starego jenerała stał bez głowy, jak ścięty, zaś na olbrzymiem czole walącem się w pyle ulicy usiadł robotnik w lśniącym skórzanym kubraku i zapalił papierosa tak spokojnie, jak gdyby siedział na butwiejącym pniu ściętego drzewa. I stał w niemem milczeniu lud moskiewski, w bezsilnej niemocy patrząc na swe poniżenia, a po nogach deptały mu konie jeźdźców łotewskich, w nieznanym, śpiewnym języku naigrawających się z nędzy podbitego i sponiewieranego narodu.
A w parę dni później kazano Chińczykom przygotować się do parady na wielkie święto robotnicze 1-go maja.
Dzień był z początku chłodny i chmurny, ale potem niebo przetarło się, zrobiło się ciepło i słonecznie. Czerwone wojska, uszykowane za miastem,