Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/180

Ta strona została skorygowana.

czekały, drażniąc słońce swemi czerwonemi sztandarami. Srebrne instrumenty orkiestr świeciły. Kołysząc się na łące zajeżdżały na swe stanowiska samochody pancerne, czarne, ponure, z żelaznych rękawów wystawiające karabiny maszynowe. W samochodach osobowych uganiali po polu komisarze i członkowie komitetów pułkowych z rozwianemi na wietrze czerwonemi odznakami. Stanowisko sztabu również tonęło w czerwieni. Na defiladę miał przybyć minister wojny Trockij ze sztabem, dalej komendant Moskwy żołnierz Antonow, oraz mnóstwo dostojników sowieckich. Przegląd miał wykazać postępy reorganizacji armji czerwonej oraz posłużyć jako demonstracja siły wobec burżuazji spiskującej z monarchistami i „imperjalistycznemi kapitalistami Zachodu“.
Wojska czekały — dygnitarze nie zjawiali się. Przypominały się czasy „starego reżimu“, kiedy to nie ruszając nogi z miejsca kilka godzin nieraz trzeba było czekać na przybycie „Najwyższego, Ubóstwianego Wodza“. Nareszcie miarka się przebrała, żołnierze zaczęli sarkać. Cóż to znowu takiego? Parada była zapowiedziana na jedynastą, teraz pierwsza — i nikogo niema. Rozłamały się szyki, potworzyły się radzące i głosujące mityngi, zaczęły się kłótnie z komisarzami. Jedni wołali, żeby czekać, żeby się nie kompromitować wobec „kontrrewolucyjnej hołoty, większość postanowiła zejść z pola. Wreszcie w dywizji łotewskiej rozległa się niezrozumiała, przeciągła komenda, bata-