Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

ljony zaczęły chodzić sekcjami i ruszyły, kierując się ku miastu.
I byłaby się parada skończyła skandalem, bo za przykładem Łotyszów już i drugie oddziały skomenderowały „prawym pleczom — krugom — sza-gom marsz!“, gdyby wreszcie nie pojawił się Trockij i gdyby nie uproszono Łotyszów, aby raczyli wrócić na swe stanowisko. Minister wojny groził surowem śledztwem w sprawie tego „buntu“, ale któż śmiałby pociągać do odpowiedzialności „pretorjanów Rewolucji“.
Przy dźwiękach „Marsyljanki“ dygnitarze starym trybem obeszli front, kłaniając się pochylonym czerwonym sztandarom, poczem wojsko ruszyło ku miastu.
Moskwa stała tego dnia jak w ogniu. Ze wszystkich gmachów rządowych powiewały ogromne płachty niezliczonych czerwonych flag, długie, czerwone smugi wycięte tak, iż przypominały dwujęzyczne ozory czarcie, przewleczone na murach, jak lotne płomyki gorzały nad placami. Gmach sowietu, cały zawieszony czerwienią, przybrany w ogromne, białe emblemy pracy, wyglądał, jak zawieszony reklamą dom handlowo-rolniczy, wszystkie domy płonęły ognistym szkarłatem. A tłumy, choć niezbyt rade z rządów sowietów, które obiecywały wolność, dostatek i pokój, a dały ucisk, terror, głód i nieustającą wojnę, przecie uroczy-