Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/190

Ta strona została skorygowana.

dzili żydzi, urzędnicy, spekulanci i ociężałe a białe jak chleb pszeniczny kobiety. Niebieskim ogniem w perspektywie bocznych ulic żarzyła się Wołga, na której błyszczały już białe żagle.
Ale zhardziała bardzo samarska hołota i gawiedź rwała się do noża. Zbudziły się w niej krwawe sny Stieńki Razina, zbója rzecznego, zbudziły się dawne dumy o „niżowej wolnicy“. Nienawidzili wszelkich panów, burżuazji, inteligencji, kupców, „kułakow“, handlarzy zbożem i rybą, regulujących, podnoszących i wogóle ustawiających cenę za towar, którego te strony miały nadmiar. Gdzież więcej znajdzie pszenicy? Gdzież więcej bydła, miodu, nabiału? Ryba? Wszakże rybami, szczupakami, co pozoztają w rowach i na polach po każdym wylewie Wołgi, nawozi się tu grunta! Owoców drzewa rodzą ile dusza zapragnie. Więc pocóż pracować, pocóż handlować, szachrować — skoro tu tylko żyć i nie umierać!
Nie za bolszewikami był ten lud, ale za pierwotną, dziką swobodą. Nie chciał się poczuwać do żadnych obowiązków, pewny, że niczego od nikogo nie potrzebuje, że sobie potrafi wystarczyć. Był to odruch anarchistyczny, coś w rodzaju chęci powrotu do barbarzyństwa. Pokazywało się, jak cienkim był pokost cywilizacji, jak wyłganą i prawdopodobnie kupną była sława „wielkiego dzieła Wielkiego Piotra“.
Sowiet miejscowy poprzestawał na razie na gnębieniu burżuazji, załatwianiu rachunków osobistych