Sowiet samarski postanowił wyruszyć w pole. Zebrano trochę artylerji, cztery samochody pancerne, około sześciu tysięcy Węgrów, Niemców i rosyjskich żołnierzy, do których domieszano paruset Łotyszów, marynarzy i dwustu Chińczyków Wei-hsin Yanga — połowę całego jego bataljonu — i naprzód już grożąc burżujom srogą zemstą za każdego zamordowanego przez podłych „Czech-sławiaków“ uczciwego żołnierza bolszewickiego, wyciągnięto przeciw nieprzyjacielowi jak na majówkę, biorąc ze sobą olbrzymie zapasy chleba, konserwów, słoniny, machorki i amunicji.
Właśnie rozkwitło — co żyło! Bez, jaśmin i cała botanika. Była cudowna wiosna, słoneczne, upalne dni i chłodne, księżycowe noce. „Młoda czerwona armja“ pozbytkowała trochę po wsiach okolicznych a następnie — stanęła na pozycji.
Wei-hsin Yang tam był. Stosownie do wskazówek mądrego Iwana Iwanowicza wytłómaczył swym ludziom, w czem rzecz, ale wpływu żadnego na nich mieć nie mógł, ponieważ rozdzielono ich między wojska. A potem przyszła bitwa z Czech-sławiakami. I tu Wei-hsin Yang śmiało mógł powiedzieć, że czegoś podobnego w życiu swojem nie widział. Czech-sławiaccy monarchiści w przeciągu kilku godzin zmięli i strzaskali całą dywizję tak, że się z niej uratowało zaledwo kilkaset ludzi. Przepadło wszystko, pancerniki, artylerja, konserwy, chleby, amunicja... Bandy monarchistów, zamiast złożyć broń, stanęły pod Samarą.
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/194
Ta strona została skorygowana.