rozumnie i słodko zarazem, że robił ze wszystkimi co chciał. Kto wie nawet, czy nie zostałby uczonym, gdyby nad szanowne księgi nie przekładał pracy w polu a także w sklepie wioskowego kupca. Sprytny, ruchliwy a zawsze wesoły i grzeczny, wszędzie musiał się wkręcić, wszystko wiedział, każdemu pomógł, za co też wszyscy go lubieli. A mimo to musiał teraz zmykać.
Wei-hsin Yang patrzył na niego i rozmyślał. Rozumiał dobrze, że nic mądrzejszego od swego towarzysza nie wymyśli. Czuł też, że nie będzie mógł przecie spać w tym rowie a doprawdy nie wiedział w którą stronę się obrócić. Więc pokiwał głową a w końcu rzekł z rezygnacją:
— Hao! (Dobrze!) Ty prowadź, ja idę za tobą.
Yi-hang Mao usunął się ostrożnie w wodę, przebrnął przez rów na drugą stronę i poszedł wodą naprzód, ręką trzymając się brzegu.
— Ten rów skręca ku „Kaczemu Gniazdu Rodziny Czau“, gdzie dalej jest dwór bogatej rodziny Czau. Polami możemy dojść do gościńca. Niedaleko gościńca jest mały cmentarz rodziny Czau, wysadzany starymi, czarnymi świerkami. Tam wypoczniemy i poczekamy do wieczora. Teraz deszcz pada, w polach nikogo niema. Stróże „Towarzystwa Strzegącego Plonów“ nie pilnują pól bogatego dzierżawcy. O zmroku jeden z nas wyjdzie z cmentarza w pole i przyniesie
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/23
Ta strona została skorygowana.