Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

spróbować, jeśli mu do tego czasu sporządzą prom nowy. Po półgodzinnych targach zmiękł trochę, choć nie przestawał twierdzić, że jeśli wóz z koniem weźmie na prom, to uczyni to z niebezpieczeństwem życia swego i wszystkich podróżnych.
Nastąpiła ceremonja ładowania wozu i konia na prom, przysunięty jak najbliżej brzegu. Ze czterdziestu półnagich, ogorzałych „kuli“ zbiegło się i oblepiło żółtemi ciałami wóz. Szarpali go i tarmosili wśród nieustannego wycia i rytmicznych okrzyków, padali na ziemię ze zmęczenia i pławiąc się w pocie znowu zabierali się do pracy. Wei-hsin Yang, patrząc na to, dusił się ze śmiechu. Rozumiał dobrze, że „kulisi“ chcąc wyzyskać bogatego kupca, udawali, iż przeciągnięcie wozu na prom jest ponad ich siły. Wóz był istotnie ciężki, ale czterech ludzi mogło go ruszyć z łatwością. Tu czterdziestu szarpało się z nim nadaremnie.
W pewnej chwili, kiedy „kulisi“ wrzeszcząc i zalani potem znowu padli wyczerpani na ziemię, Wei-hsin Yangowi przyszło na myśl, aby im wypłatać figla. Zbliżywszy się niepostrzeżenie do wozu, stanął między dyszlami, uniósł je, szarpnął i w jednej chwili znalazł się z wozem na promie. Rozległ się krzyk i śmiech. Śmiali się podróżni na promie, śmiali, się też serdecznie niektórzy kulisi. Inni oburzeni, protestowali, twierdząc, że to jest niegodne oszustwo i że tego wozu czterdziestu ludzi z miejsca ruszyć nie może.