Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

„riksze“ u niego zarabiali, ledwo wystarczało na nędzne pożywienie.
A prócz tego Wei—hsin Yanga coraz częściej trapiła tęsknota do wsi rodzinnej. Jak wszyscy Chińczycy — nie lubiał miast, ich przewrotności i zgiełku. Dużo już widział i podziwiał w swem tułaczem życiu, wiedział, co to pałac lub dom bogacza, a przecież marzył o małym, ciemnym i zimnym domu swego ojca, tęsknił do kłótni swarzących się wiecznie kobiet, do ciężkiego trudu w polu i do twardego, nigdy dostatecznie nie opalonego „kangu “. Od czasu do czasu śniło mu się pełne blasku słonecznego podwórze świątynki we „Wsi Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika“. W środku podwórza pojawiał się naraz w nowym, czystym kaftanie ojciec, dostojnym i łagodnym ruchem sypiący kadzidło na stary, wysoki ołtarz, ozdobiony rzeźbami. Wśród szarych, odwiecznych murów ojciec wyglądał jak duch słoneczny, święty, prawie przeźroczysty. Wei-hsin Yang nieraz myślał, że to czcigodne zjawisko daje mu w ten sposób znak przebaczenia i powrotu.
O, bardzo a bardzo już pragnął wrócić do domu. Nie tylko dlatego, że dokuczyły mu smutne i nieszczęśliwe przeważnie przygody włóczęgi, ale też i dlatego, że dopiero może i we „Wsi Dobrotliwego i Kochającego urzędnika“ uczułby się znowu spokojnym i bezpiecznym. Albowiem z pewnością nie dla przyjemności przedsięwziął swą ostatnią, bardzo po-