pami i bankami siedzieli poważni kupcy, mając przed sobą w pogotowtu stosy pieniędzy i liczydła.
Wei-hsin Yang, z przerażeniem i wstrętem przyglądał się temu rojnemu mrowisku. W mieście chińskiem niema turkotu dorożek, huku ciężkich wozów, zgiełku i ryku tramwajów. “ Riksze “ biegną cicho, kroki ludzi miękko obutych są prawie niedosłyszalne, a tylko lepki, jakby mlaszczący szelest niezliczonych pantofli biegnących prędko i tłumnie, wypełnia ulicę niesamowitem i nieuchwytnem człapaniem jakby jakiegoś potwora o tysiącu lekkich nóg. Za to tem głośniej słychać gwar rozmów, kłótni, targów, żartów, okrzyków, śmiech mieszający się z jękliwą muzyką chińskich skrzypiec, dzwoneczków i bębenków, wysoki, zawodzący, bezpłciowy śpiew, groźne warczenie klątw i pisk kobiet i dzieci. Hydra tysiącgłowa mówi naraz niezliczonemi usty, na prośbę żebraka odpowiadając szyderstwem, na szept błagalny kochanka wykrzykiwaniem ceny towaru, na zapewnienia przyjaźni i wierności śmiechem złośliwym, a na czułe westchnienia, wyzwiskami pijanego „Kulisa“.
Patrzył „riksza“ z pogardą w tę głęboką, plugastwem zapełnioną kiszkę miejską i wspominał, ile razy go ona w siebie wciągała, aby go znów wypluć za bramę, na zwykłe jego stanowisko, zlanego potem z obolałemi stopami i z bijącem gwałtownie sercem. Przypominał sobie długie, ciasne, cuchnące i wyboiste uliczki, któremi woził ludzi bogatych do strojnych
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/45
Ta strona została skorygowana.