Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

— Pamiętasz przeprawę przez rzekę, o dostojny Yi-hang Mao? Pamiętasz ciężki wóz i upartego konia wspaniałego Czi-Fanga?
— Ach, kiedy te łotry w czterdziestu udawały, że nie mogą ruszyć jednokonnego wozu? — roześmiał się młody kupiec.
— O, dobrotliwy panie! Cóż dziwnego, że głodny nędzarz udaje ciężką pracę, aby móc bodaj na wodę gorącą zarobić!
— Był-żebyś ty Wei-hsin Yang? — zdziwił się młody kupiec.
— Nie inaczej, o Yi-hang Mao, mój bracie młodszy. Zbici i okrwawieni opuściliśmy wieś rodzinną, a oto ty syty, zdrów i w jedwabiach jesteś panem bogatym i możnym, podczas gdy ja, nędzarz jem proch ulicy...
Ale Yi-hang Mao, choć zachowywał się z godnością, nie był pyszny. Wyciągnął srebrną papierośnicę, wziął jednego papierosa a drugiego ofiarował „rikszy“, który usłużnie i uniżenie, wyjąwszy z szuflady wózeczka zapałki, podał mu ogień. Zmierzchało się już, ludzi było coraz mniej, zaś oni, odszedłszy trochę od bramy i stanąwszy pod starym, glinianym murem, rozmawiali.
— Widziałem dużo świata i dużo zaznałem przygód, ale — nie poszczęściło mi się — skarżył się Wei-hsin Yang.