— Nie byłeś może we „Wsi Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika“?
— Nie. Wielu pytałem o nią, ale nikt nie wie, gdzie ona się znajduje nikt o niej nie słyszał. Czasami boję się, czy się w ziemię nie zapadła.
— Yi-hang Mao — westchnął biedny „riksza“ — Gdybym ja tylko wiedział, gdzie to jest, przysięgam, że biegiem zawiózłbym cię tam na swym wózku. Ty jesteś już bogaty, możesz wracać!...
Brzmiało to, jak ostrożne pytanie.
Ale młody kupiec potrząsnął głową.
— Zapewne, wieśniacy ze „Wsi Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika“ mogliby uważać mnie za bogacza. Ale ty, Wei-hsin Yang, nie wiesz, ty nie wiesz, jak bogatym może być człowiek. I ty także nie wiesz, jaka to gra. Nie, ja nie mogę wracać, ja nigdy już nie wrócę... Słuchaj Wei-hsin Yang! Jestem strudzony. Przyjechałem „żelaznym smokiem“ z zachodu, z bardzo daleka. Miałem tu sprawy na poczcie, musiałem podróż przerwać. Jutro jadę dalej...
— Do Władywostoku?
— Nie. Do Pekinu. A teraz chcę odpocząć trochę, zjeść, rozerwać się. Zawsze mam dużo pracy, dziś — wolna noc, bo jutro rano jadę dalej. Jedźmy do tej szanownej wdowy.
Wei-hsin Yang zawstydzony poskoczył do wózka, strzepnął pył z siedzenia, opuścił dyszle na ziemię, pomógł swemu rówieśnikowi usadowić się a potem,
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/50
Ta strona została skorygowana.