Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

tne pałace, a po wsiach wielkie, wspaniałe dwory, różnobarwną dachówką kryte i malowane złotem. Widziałem nieraz, jak wychodzili z nich wielcy, strojni i potężni i wiem, że w pałacach tych mieszkać można, ale ani ja ani ty nigdy w nich mieszkać nie będziemy. Nam w nich mieszkać nie można.
Yi-hang Mao zachichotał cichutko.
— I posłuchaj mnie, Yi-hang Mao — mówił dalej rozżalony „riksza“. — Sam nie raz woziłem piękne damy, strojne w jedwabie i klejnoty, umalowane bielidłem i różem, pachnące, słodkie i dobre — i wiem, że to są kobiety ludzi możnych i wielkich — ale ani ja ani ty nigdy ich mieć nie możemy.
Tu zaczął mówić Yi-hang Mao.
Właśnie z tego, że tyle jest przeróżnych i pięknych bogactw na świecie, można się domyśleć, że posiadać lub zdobyć je nie jest żadną sztuką. We „Wsi Dobrotliwego i Kochającego Urzędnika“ nikt ich nie pragnął i nikt o nich nie marzył, bo ich nikt nigdy nie widział. On, Yi-hang Mao, wie nietylko, że świat ma wiele bogactw, ale wie też gdzie ich szukać i co one znaczą. Mieszkał już nieraz w pałacach, w pałacach „białych djabłów“, w hotelach, gdzie „biali djabli“ musieli mu usługiwać, a on był panem. „Biali djabli“ obwozili go końmi po wielkiem mieście — ci sami, którzy tu biją i okradają, Rosjanie. On, Yi-hang Mao, miewał nieraz ich kobiety nawet! Mieszkał wśród Rosjan, daleko na Zachodzie, w ich wielkich miastach,