Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

tłuszczu, rozbrzmiewającym piskliwymi głosami kobiet i skrzeczeniem dzieci — jak zwykle dzieci chińskie — tyranizujących swe otoczenie.
Dopiero wmieszawszy się w tę ciżbę Wei-hsin Yang odetchnął spokojnie, bo uczuł, że zniknął i rozpłynął się w mrowiu ludzkiem. Był wśród robotników ziemnych, murarzy, ceglarzy, praczek, szewców i krawców, wśród wędrownych akrobatów i kuglarzy, może nawet złodzieji i bandytów — ale to byli swoi, mimo, że mówili różnymi djalektami i z trudnością się ze sobą porozumiewali. Zajęci sobą tylko, nie zwracali na niego uwagi. Wei-hsin Yang był w tym tłumie samotny — jak w lesie.
To też, wyciągnąwszy się na wygniecionej macie i podłożywszy zatłuszczony wałek pod głowę, usnął kamiennym snem.