Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

baciarni Nagasaki lub Kobe, słuchając brzękania japońskich „samusen“, grzmotu bębnów, szczękania kastaniet i pieszczotliwych głosów małych tancerek, tak chętnie zrzucających ze smukłych, żółtawych ciał różnobarwne, fałdziste „kimona“. To znów przypomniał sobie ktoś kuplety, słyszane kiedyś w Singapore, gdy nocną porą stał w ulicy, w tłumie półnagich, słońcem wysuszonych ludzi, podziwiających skoki i deklamację wędrownego aktora, w pysznej szacie przemawiającego z wysokości improwizowanej na środku ulicy sceny jak kielich czarownego kwiatu świecącej barwami i złotem i brzęczącej pieśniami niby muszek błyszczących.
Opowiadano o rafinowanej sztuce miłości uprzejmych i słodkich Chinek i zestawiano je z melancholijnemi przewrotnemi dziewczętami Seulu. Przypominano sobie wielkie hebanowe murzynki o mocnym zapachu ciała, dziecinnych oczach i czerwonych łakomych ustach i śmiano się z ciężkich, wielkich, białych a tłustych Rosjanek, — mieszających konfitury z herbatą. Porównywano wdzięki wiotkich, smukłych, bronzowych Malajek, o cienkich, giętkich członkach z pięknością ociężałych tancerek Birmy i Syamu, rozwiązłość półdzikich dziewcząt plemion dalekich wysp z rozpasaniem chudych i drobnych śpiewaczek Manilli, śpiewających dzikie, zawodzące pieśni miłosne przy drżącym akompaniamencie „banjo“. Żaden Boccacio nie byłby w stanie opisać tych przygód miłosnych i tych bójek w dzielnicach domów publicznych, w pa-