larniach opjum i tajnych domach gry. A wciąż napomykano o jakichś tajemniczych osobistościach bardzo potężnych i które wszystko mogą, którym nigdy się nic nie stanie, które czerpią złoto pełnemi garściami a zabijają jednym ruchem palca.
Tu dopiero uszu nadstawiał Wei-hsin Yang, który, choć też niejedno mógł opowiedzieć, nigdy o swych przygodach nie mówił. Zdaleka, chytrze, nieraz przez długie tygodnie obmyślając pytania, wybadywał towarzyszów o to, czy istotnie ci mocni, nieustraszeni a potężni mężowie istnieją, czy te dziwne związki tajne naprawdę im podlegają — bo że istnieją, o tem sam na sobie się przekonał — i jak możnaby dowiedzieć się o nich. Bo nieraz już przychodziło mu na myśl, że może on na kupca się nie nadaje i że nie wszyscy mogą być kupcami. Mimo, że bardzo zręcznie — jak sądził — zabierał się do rzeczy, niczego pewnego dowiedzieć się mógł. Zbywano go milczeniem, śmiechem a czasem pogróżkami.
W rzadkie, wolne od pracy dnie Wei-hsin Yang ubierał się w swój odświętny, błękitny strój mandżurski i wychodził na przechadzkę. Wysoki, smukły, o szerokich barkach i elastycznych, spokojnych ruchach, wyglądał okazale, a nawet elegancko. Dobrze od szerokiej czarnej czapy futrzanej odbijała jego żółta, zamyślona, posępna twarz, błękitna kurta była ciepła i zasobna a z pod niebieskich, zwężających się ku dołowi szarawarów, spinanych srebrnemi haftkami,
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/71
Ta strona została skorygowana.