skich brzegów, jak to one rozleją się po nizinach, porywając i unosząc domy, ludzi, bydło i sprzęty, jak wszystko zmieszane z sobą i potrzaskane pomknie w nieznaną dal, ku nieznanemu ujściu, ku nieznanemu końcowi i jak się przystroją potem brzegi w nową zieleń i jak po odpływie wód w bruzdach polnych i rowach przydrożnych rzucać się będzie i pluskać mnóstwo tłustych, srebrno-łuskich ryb.
A nie wiedział ten były „riksza“ i praczkarz, iż stoi nad rzeką buntu i krwawego powstania, nad rzeką, która zrodziła i upodobała sobie nadewszystko pieśni rozbójnicze, błyskające nożem i pożarami, perłami łez i szałem zrozpaczonego pijaństwa. Nie wiedział Wei-hsin Yang, iż kamysze nadbrzeżne, których zieleń spodziewał się ujrzeć na wiosnę, od wieków były i są gniazdami zdradliwych podstępów zbójeckich i schroniskami narabowanego łupu i że w operzeliskach tej rzeki spoczywa więcej ciał martwych niż na cmentarzach.
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/73
Ta strona została skorygowana.