Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

Brzemieniem kładły się na duszy ściany domów, mury starych klasztorów, niezrozumiałe słowa i ruchy ludzkie, w trwogę wprawiał śmiech głośny, piersiowy, brutalny, a kiedy nagle wieczorem wszystkie okna roziskrzyły się światłem, do niezliczonych, gorejących ślepi podobne, Wei-hsin Yang w panicznym nieledwie strachu zaczął zmykać do swego zajazdu i uczuł się szczęśliwym nad wszelki wyraz, znalazłszy się wreszcie wśród swoich.
,Własnie kiedy przybył do Moskwy, Rosja od dłuższego już czasu prowadziła krwawą wojnę z Niemcami. Wei-hsin Yang wiedział o tem nietylko ze słyszenia. Po drodze widywał pułki syberyjskie, jadące na wojnę, widywał wielkie transporty dział a także rannych. Zaś ulice Moskwy roiły się od oficerów i żołnierzy. Na bulwarach i placach publicznych całymi dniami ćwiczono nieokrzesanych rekrutów w szarych płaszczach lub grubych, watowanych mundurach zimowych i w wysokich, białych czapach. Podzieleni na małe oddziałki pod kierownictwem podoficerów jedni nabijali broń, drudzy mierzyli do niewidzialnych nieprzyjaciół, inni rozsypywali się w łańcuch i brnęli przez zasypane śniegiem skwery. Przypatrywała się temu młodzież, przystawali przechodnie, przyglądał się też i Wei-hsin Yang. Choć bał się trochę wielkich, grubych żołnierzy, o krwią nabiegłych twarzach, choć drażnił go ich głos, ich uśmiech donośny — podobało mu się to. Nie rozumiał wprawdzie komendy, pierw-