osłabionych karkach nieśli głowy olbrzymie, owinięte szczelnie białymi bandażami, drudzy powiewali pustymi rękawami, inni kuśtykali na kulach najrozmaitszych systemów. Byli oni jakby przesyceni zapachem krwi, lekarstw, machorki, obozowego dymu z mokrych, czerwonemi iskrami strzelających drew. Choć na ich piersiach ślniły srebrne i złote medale i krzyże na czarno-żółtych wstążeczkach, twarze były posępne, blade i smutne, jakby zabite czemś nieodwołalnem. I tak szły te krwawe drwiące procesje kaleków, potrząsających nerwowo głowami, kuśtykujących i kulejących na dziwne łamane, krótkie, nierówne rytmy a na czele ich widać było pielęgniarki, w połyskujących czarnych kurtkach skórzanych i w zawojach na głowach, syte kobiety o naróżowanych, pospolitych twarzach, pachnące jodoformem i perfumami a wymachujące rękami jak chłopi lub prości żołnierze.
Zdziwiło Wei-hsin Yauga, że choć w Moskwie samej wojny nie było, w środku miasta sterczały jakieś zwaliska i ściany domów osmalone, czarne, jakby pożarem zniszczone. Naliczył ich niemało, a nielada musiał je zniszczyć pożar, bo domy były kamienne i wysokie, mocne jak twierdze. Dziwił się więc, aż dopiero od swoich rodaków dowiedział się przyczyny tego zniszczenia. Oto w jakiś czas po wybuchu wojny ludność Moskwy zbuntowała się i zaczęła gromić sklepy i domy cudzoziemców, a potem rzuciła się wogóle na domy bogatsze, grabiąc i paląc.
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/82
Ta strona została skorygowana.