szumi! — Ucichli i poszli dalej. A jeśli Niemiec był — z początku nie robili ludziom nic, a tylko niszczyli wszystko — sprzęty i dom.
— Mówią, że policji i żandarmów było między nimi dużo.
— Między buntownikami! — zdziwił się Wei-hsin Yang.
— Oni zawsze tak. Bez żandarmów i policji niczego nie umieją. Nawet jak bunt, to muszą być żandarmi i policja.
— Ale nie samych tylko Niemców bili — zaczął opowiadać drugi „chodja“. — Oni — głupcy. U nich kto nie „russkij“ to Niemiec. Widziałem jak mordowali Anglika. Topili go w Moskwie-rzece; z pół godziny. Nurzali go w wodzie, a kiedy tracił przytomność, wyciągali go na brzeg, cucili — i znów do wody. Nie lubią prędkiej śmierci!
Chińczycy roześmiali się.
— O, przez kilka nocy paliły się ognie nad miastem! — mowił znów zarządzający. — Na miljony towaru wyrzucili ze składów na ulice — sukna, butów, futer, jedwabi, fortepianów. Z początku nie brali nic, niszczyli tylko, po kostki nurzano się w cennych rzeczach — ale potem rabowali jak kruki.
— Tak lepiej. Niszczyć szkoda.
— Lepiej. Tylko, że potem przyszło wojsko, zaczęło strzelać i też rabowało. Bardzo źle było, bardzo źle. Głupi naród — wszystko ma, a zły jest i dziki.
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/84
Ta strona została skorygowana.