Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

gdy przeciwnościami i niezłomnie dążącej obraną drogą.
Na tem się jednak trudności nie kończyły. Dla ułatwienia sobie odwrotu „chodja“, dotarłszy do wnętrza domu, zaczynał swój handel od najwyższego piętra. Dzwonił, z jak najuprzejmiejszym uśmiechem ofiarował swój towar i już zaczynał go rozkładać, gdy wtem właściciel mieszkania, z pogardą spojrzawszy na żółtą jego twarz, mówił „nie nada“ i zatrzaskiwał mu drzwi przed nosem, lub pędził go, wymyślając od złodzieji i krzycząc „paszoł k’czortu, mierzawiec, kitajskaja roża!“ Rzadko kiedy „od frontu udało się co sprzedać, lecz mimo to trudu tego zaniedbywać nie należało.
Obszedłszy schody frontowe „chodja“ wdzierał się znów na „czarne“, gdzie intenzywnie kusił służące, a nieraz i zaglądające do kuchni panie w porannym negliżu. Kucnąwszy na ziemi z niezmierną szybkością wyrzucał ze swego koszyka tęczę różnobarwnych, gęsto szeleszczących tkanin, bacznemi oczami śledząc na twarzach kobiet wrażenie, jakie na nich sprawiał ten ponętny widok. Stawiając ceny bardzo wysokie, aby módz dużo opuścić, „chodja“, jak tylko ujrzał wahanie w oczach kuszonej, już lśniący arszyn przykładał do sztuki jedwabiu i odmierzywszy według swego widzimisie pewną ilość, sięgał po małe, błyszczące nożyczki, aby jedwab odciąć. W tej dopiero chwili miarkował swe szybkie ruchy, lecz