Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

Było ciepło, jasno, przyjemnie, wesoło, ludzie uśmiechali się do siebie, a tylko zmęczony „chodja“ stał samotny i smutny, ze swem ciężkiem brzemieniem na ramieniu, zapomniany i niewidziany przez nikogo, obcy całemu światu, nie człowiek, lecz błękitny i milczący cień.