— Tu zapomnieć różowa jedwab... dwadzieścia arszynów... wielkie pieniądze... Tu być. Nawierno, nawierno! Dolżen być!
Wei-hsin Yang podrażniony i zaniepokojony rozglądał się badawczo po kuchni. Gdzie ona mogła skryć tę sztukę jedwabiu? Wyszedłszy stąd nie wstępował do nikogo, a pamiętał doskonale, jak jej ten jedwab pokazywał — różowy, jaki przeważnie na bluzki kupowano. Dziewczyna, jak zwykle, nie wybrała i nie kupiła nic. Wei-hsin Yang pamiętał dokładnie, że jedwab zwinął, musiał go jednak zapomnieć włożyć do kosza. Przeklęte czarne, palące oczy, przeklęty ten bezczelny, głośny śmiech, przeklęte ramiona białe, ciepłym odblaskiem świecące! Dopiero na schodach po wadze koszyka „chodja“ poznał, że mu czegoś brakuje. Wrócił czemprędzej do kuchni.
Dziewczyna patrzyła na niego trochę obrażona, ale więcej może jakby oniemiała ze zdumienia. Jej
Strona:Jerzy Bandrowski - Krwawa chmura.djvu/98
Ta strona została skorygowana.
XI.