wego sukna z daszkiem i jedwabnym sznurkiem. Taki strój noszą tu wszyscy mężczyźni, starzy i młodzi i nawet małe chłopaki noszą w niedzielę przynajmniej „muckę“. Nie wiejska ludność, lecz jednolita gromada marynarzy, ludzi morza. Tak mi się to spodobało, że postanowiłem również sprawić sobie taki strój, ale skąd wezmę pieniędzy?
Kobiety ubierają się więcej po miejsku, pozostały tylko przy swych czarnych szalach, któremi podwiązują twarze. Wogóle starają się w święto ubrać czarno.
Dzień, rano trochę chmurny, wypogodził się i wkrótce zaświeciło słońce, oświetlając grupy rybaków, pstre bluzki i suknie gburek, schnące przed kościołem żaki srebrzyste, powiewające, jak flagi, bure lub popielate „mance“ śledziowe, a także schnące na ścianach domów festony uwiązanych za ogonki srebrno-zielonawych śledzików. Była też, rozumie się uroczysta procesja z głośnym śpiewem i rozgłośnem biciem w dzwony.
Na obiad była zupa węgorzowa, węgorz gotowany w sosie koprowym, solona wieprzowina, legumina grysikowa i „kuch” czyli bułka drożdżowa. Żadnej wódki ani nawet herbaty, wyjąwszy „miętkę“, czyli odwar miętowy z cukrem i mlekiem. Oto uroczysty obiad rybacki.
Zauważyłem jedną rzecz: Rybacy nietylko z szacunkiem węgorza jedzą, ale i z szacunkiem o nim mówią. Wytłomaczył mi to później pan Żebrowski. Węgorz jest rybą drogą, dobrze płatną, a jedynie pewną, bo on przez nasze wody przejść musi. Stąd ryba ta stanowi pewny dochód, na który rybak musi liczyć, a z którego pokrywa wydatki jesienne i kupuje słynną „bulwę“ i mąkę w takiej, ilości, aby mu przynajmniej na pół zimy wystarczyła. Z tego powodu ryby tej nie je, chyba bardzo rzadko w wielkie święto, a musi mieć na Boże Narodzenie, i w tym celu ją soli, co sam widziałem. Biedni rybacy jedzą węgorze tylko w ten dzień, żałując sobie w czasie połowu nawet funcika, bo funt węgorza w zimie to cztery funty chleba.
Na lądzie jest Matka Boska Zielna, a widzicie — na naszem morzu — Wangorzowa!
Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/110
Ta strona została przepisana.