ki odrazu i wytykają je, nie patrząc nawet na nie, myślałem, że to rzecz bardzo łatwa. Zapewne — jak się ma wprawę, wszystko jest łatwe, ale mnie szło ciężko i powoli. Prócz tego — rybki były piekielnie zimne tak, że w krótkim czasie palce mi zgrabiały. Mimo wszystko — skończyłem.
— Już, proszę pana! — rzekłem, pokazując rożen panu Żebrowskiemu.
— Już? Dobrze. Zrozumiałeś? To było tylko pięćdziesiąt szprotek, a już w palce chuchasz. A cóż gdyby było piętnaście tysięcy?! Teraz rozumiesz, po co są te kubełki z gorącą wodą? Do tego dodaj zimno, panujące w nieopalonej wędzarni, robotę przeważnie nocną i dym, gryzący w oczy. Połącz to jeszcze z trudem rybaka, który już znasz, a zrozumiesz, że malutka, złota szprotka wędzona jest owocem bardzo ciężkiej pracy.
— Nie miałem wyobrażenia...
— Nie ty jeden, mój chłopcze, nie ty jeden. Dalej! Układamy rożny na ramach, spłukujemy „wytknięte” ryby jeszcze raz polewaczkami i wstawiany ramy w piec wędzarski. Pójdziemy tam.
Mroczna od dymu ubikacja, nawskroś przewędzona, z pięcioma jak gdyby wciętemi w mur, żelaznemi szafami.
— To — mówił pan Żebrowski — wędzarnia właściwa, w której znajdują się piece wędzarskie. Ilość pieców stanowi o wielkości wędzarni. Piec wędzarski to komora 1 m szeroka, 1 m 20 cm głęboka i 2 m 20 cm wysoka. W piecu urządzone są tak zwane „falce” rowki, w które wsuwa się ramy z rybami (ze szprotami i ze śledzikami), zaś na dole, w metrowym odstępie od najniższej ramy, znajduje się palenisko. W jeden piec wchodzi około centnara rybackiego (50 kg) ryb. Piece zamykane są na drzwi żelazne, podzielone na trzy kondygnacje poprzeczne; w środkowej znajduje się małe okienko, służące do obserwowania procesu wędzenia. Wstaw tę ramę.
Wypełniłem polecenie i zamknąłem drzwi do pieca.
— Jesteś pewny, że postąpiłeś bardzo mądrze, co? — drwił pan Żebrowski. — Otwórz drzwi! Mają być tylko przymknięte. Naprzód trzeba rybę wysuszyć, a potem
Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/163
Ta strona została przepisana.