wałem się napróżno. Podrażniony tem, znów poszedłem dalej i tym razem powiodło mi się doskonale. Złapałem aż osiem pięknych węgorzy. Gdyby szło o kolację czy obiad, to miałem aż nadto, nietylko dla siebie, ale i dla Dawida i jego rodziny, ale mnie nie zależało na korzyści, lecz na zdobyczy — więc nie poprzestałem na tem, tylko zaciekle upychałem dalej i dalej, aż nagle — zauważyłem, ze mi się okropnie chce jeść, że jestem na lodzie sam i ze jest dziwnie ciemno.
Spojrzałem na zegarek, który zawsze nosiłem na ręce.
Było pół do czwartej. Za pół godziny musiał nastać zmierzch, zwłaszcza, że już rano była mgła, która teraz zgęstniała tak, że z trudem mogłem się zorjentować. Nie zauważyłem nawet, kiedy ludzie z lodu zeszli.
No, wielkie rzeczy. Wiedziałem przecie, gdzie byłem i że do lądu nie dalej jak jakie trzy kilometry.
Dźwignąłem swą mrzejszkę — ciężka była! wziąłem na ramię izaks i bodarz i poszedłem ku brzegowi. Szło mi się łatwo, bo miałem przymocowane do podeszew skorzni „biardżadła“, rodzaj „raków“, które ułatwiają chodzenie po lodzie.
Szedłem i szedłem, mgła robiła się coraz gęstsza zmierzch zapadał, a brzegu jakoś nie było widać. Co więcej tu i owdzie lód zaczynał się załamywać, tak, że musiałem niepewne miejsca obchodzić i skończyło się na tem, iż szedłem jak niewidomy, pukając przed sobą bodorzem. Zciemniało się, a ja szedłem wciąż, coraz bardziej niespokojny, spłoszony i — poprostu mówiąc — ogłupiały, aż nareszcie zrozumiałem — że zbłądziłem! Tyle razy kręciłem się dokoła swych przerębli w tę i w tę stronę, iż wreszcie — zdezorjentowałem się i nie wiedziałem, dokąd idę. Przyczyniło się do tego i to, że rano wiała lekka „norda”, która nieznacznie — przynajmniej ja nie zdawałem sobie z tego sprawy — przeszła w wiatr zachodni. Ale o tem nie wiedziałem.
Miałem chwilę straszną. Szedłem gdzieś przed siebie, nie wiedząc, w jakim idę kierunku. Było zupełnie ciemno, mgła przesłaniała wszystko. Wrócić? Cóż to znaczy
Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/186
Ta strona została przepisana.