miejscu opowiadano. Tak straszy też na granicy międz Jastarnią a Borem, co mi jest już zrozumialsze, bo i tu i am jest przy drodze oberża, a ci, którym się tam coś nadzwyczajnego w nocy przytrafiło, przeważnie byli nietrzeźwi. Tak np. mego Dawida, który lubi czasem łyknąć, a w młodości był słynnym hulaką, między Borem a Jastarnią „zły” w nocy sprowadził z drogi na lód na zatoce, a że było zupełnie ciemno a zatoka nie wszędzie była zamarznięta, Dawid, bojąc się zbłąkać w ciemnościach musiał do świtu na lodzie przesiedzieć. Na Libeku a także na drodze do Helu zdarza się, że „coś“ rzuca konarami drzew, to znaczy, nie rzuca, i tych konarów ani gałęzi padających nie widać, wędrowiec słyszy tylko jakby mu gałęzie pod nogi padały — lecz ja nie słyszałem nigdy. Na strądzie można czasem spotkać w nocy psa morskiego — fokę — która nie ucieka, lecz przeciwnie napastuje człowieka z furją i nawet żelazne widły potrafi pogryźć... Rybacy chętnie takie historje opowiadają i wierzą w nie, jak w kota morskiego, ale nie powstrzymuje ich to bynajmniej od różnych nocnych wycieczek, nieraz nawet tajemniczych.
Jednakże naprawdę boją się, jak dzieci w ciemnym pokoju. Wielu opowiadało mi, że na jawie pokazywali się im umarli. Dawidowi zdarzyło się to ponoś kilkakrotnie, a Dawidowa opowiedziała mi raz bardzo piękną historję, jaka wydarzyła się jej ojcu.
Dawidowa nie pochodzi z Jastarni, lecz z Kuźnicy wioski rybackiej odległej od Jastarni o milę, a położonej tuż nad zatoką w najwęższem może miejscu półwyspu. Dom jej rodziców stał na samym brzegu tak, że gdy woda była duża, zalewała dom, z którego trzeba było zmykać i chronić się do sąsiadów. Niemcy nie przeciwdziałali temu, dopiero polski rząd pogłębił w tem miejscu dno zatoki, skutkiem czego woda, nawet większa, szkód żadnych już nie wyrządza.
Matka Dawidowej umarła młodo, osierociwszy męża, ubogiego rybaka, i czworo dzieci. Rybak dziećmi zajmować się nie mógł, bo musiał wyjeżdżać na morze, na służącą nie było go stać i ani mu to nawet na myśl nie przyszło, więc krewni rozebrali między siebie jego dzie-
Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/196
Ta strona została przepisana.