Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/215

Ta strona została przepisana.
XXXIX.
Woda kalna czyli wisielna. Tamcza. „Bity”. Bursztyny. Piasek literacki.

Połów łososi trwał, gdy wtem zadął silny wiatr północno-wschodni który przeszedł w południowy, a potem południowo-wschodni. Zapanowała pewna konsternacja, która jednak wkrótce zamieniła się w radość.
Oto wspomniane powyżej następstwo wiatrów wpędziło rybę do wiku czyli w zatokę Pucką, równocześnie zaś od strony Gdańska chlusnęła w morze tak zwana „kalna woda wisielna”, pochodząca z roztopów przedwiosennych i mętna.
Ryby przed mętną wodą uciekają, ponieważ nie widzą w niej. Częściowo zemknęły w Wielkie Morze, a częściowo drapnęły do zatoki Puckiej, gdzie ją potężny strumień wody wisielnej odciął od morza i unieruchomił. To też całe rybołóstwo przeniosło się teraz na brzeg Małego Morza tak szprotowe jak i łososiowe. Rybacy ciągnęli niewody a prócz tego wieczorami na zatoce paliły się dziesiątki świateł łodzi które wyjechały z pławnicami na tak zwane „drewanie”. Rybacy byli w doskonałych humorach, bo mieli rybę zamkniętą jak w sadzawce, nie potrzebowali jej daleko szukać.
Pewnego dnia, tak gdzieś około południa, wiatr południowo-wschodni „naddał“ to jest zelżał, dmuchał chwilę z południa, a potem naraz przeskoczył na zachód. Nad drugą stroną zatoki pojawiła się czarna chmura, od której