wpadło na myśl przejechać się po morzu łódką „dla przyjemności”, tak samo jak rolnik nie będzie orał dla zabawy. Nie wierzcie też książkom, piszącym o rybakach wyjeżdżających na morze w czas burzy. To jest bezwarunkowo fizycznie niemożliwe. Że jednak, gdy chodzi o ratunek bliźniego, rybak zrobi wszystko co może zrobić, to pewne. W rozdziale zatytułowanym „Dziewiąta Fala” wykazałem niemożliwość ratunku, dam teraz przykład, do jakiego poświęcenia rybak jest zdolny, kiedy widzi jego możliwość.
Było to na pełnem morzu, niedaleko szwedzkich wybrzeży, w marcu. Zapędziła się tam jedna z naszych żaglówek z czterema ludźmi załogi. Porwana burzą łódź walczyła z nią jakiś czas skutecznie, póki ludzie nie stracili sił. Gdy już omdlewali, nadpłynął statek niemiecki, który chciał łódź ratować, ale z powodu wzburzonego morza nie mógł się do niej zbliżyć. Jeden z rybaków umiał pływać, obwiązał się tedy długą liną, której drugi koniec uwiązano do łodzi, rozebrał się i skoczył w morze, aby się wpław dostać na statek, do którego zapomocą liny można było łódź przyciągnąć. Zrobił to, ponieważ była możliwość uratowania towarzyszów, mimo, że groziło mu nietylko utonięcie w wzburzonem morzu, ale także kurcze lub porażenie serca w wodzie zimnej jak lód, nie mówiąc o ciężkiej chorobie i jej następstwach. Ale nie ruszyłby się, gdyby ratunek był niemożliwy.
Rybacy są zasadniczo uczciwi. Kluczy tu nie używają, wyjeżdżając na morze lub wychodząc w pole, domy zostawiają otwarte. W rachunkach wszelkich są bardzo rzetelni. Z powodu ubóstwa i wiecznego zapotrzebowania gotówki, chciwi są na grosz, równocześnie jednak, sprzedając ryby na centnary, wspaniałomyślnie zawsze kilka funtów dorzucają. W oberży wzajemnie się częstują, wogóle są honorowi i nieskąpi.
Podróżując dużo po morzach, niechętnie i z pewnym lękiem wyjeżdżają na ląd. Prędzej i łatwiej wybierze się rybak do Chile lub do Australji, niż do Warszawy. Na morzu ma to, do czego przywykł: wodę, statek i pekeflajsz. Rybak, który nieraz przeklinał morze, zwłaszcza w czasie zimowych połowów, znalazłszy się na lądzie, pisze tęskne listy do domu o tem, jak to on wolną chwilą wychodzi na
Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/230
Ta strona została przepisana.