wtedy, gdy Fryderyk Wielki germanizował Pomorze... Dawniej Bór nazywał się też Jastarnia... Była mianowicie Jastarnia pucka, i Jastarnia gdańska... Patrzcie jak ładnie.
Było istotnie bardzo pięknie. Za nami po lewej ręce zostały czerwone dachy Jastarni i Boru z zielonemi smugami starych drzew. Dymiła i hałasowała zawzięcie draga u zbiegu dwóch czarnych linij wałów budującego się portu. Za nadbrzeżnemi, dość wysokiemi w tem miejscu wydmami, ciągnęły się pagórki, pokryte gęstym, ciemno-zielonym lasem sosnowym, z którego wystawał łysy wierzchołek jakiegoś piaszczystego wzgórza. Woda, przed nami błękitna, świeciła za nami, jak srebro.
Płynęliśmy cicho, powoli. Czasami załopotał żagiel, zaszemrała woda u burty łodzi.
— O czem myślisz? — zapytał mnie Zdziś.
— Chciałbym tak jechać długo, długo, bardzo daleko...
Nie przypuszczałem nawet, że moje marzenia się spełnią i że zostanę marynarzem.