dy żak i przechyliwszy go przez burtę, wytrząsnął na dno łodzi kilka długich, grubych węgorzy. Wijąc się gwałtownie, czarne, oślizgłe ryby o białych brzuchach, czołgały się, próbując wydostać się z łodzi lecz olśnione światłem, wtulały się w ciemne kąty. Tak przypominały węże, że na ich widok zatrząsłem się do wstrętu, ale przypomniawszy sobie, że niczego nie należy się bać ani brzydzić, śmiało chwyciłem jednego węgorza i podniosłem w górę. Natychmiast skręcił mi się w ręce i dopiero wtedy poznałem, jakie silne, jędrne i muskularne ma ciało.
Tymczasem Dawid Długi wrzucił z powrotem żak w wodę, wetknął znowu pal w piasek, wwiercił go ruchami i całą wagą swego ciała, a potem stojąc na burcie i trzymając się go lewą ręką, wbił go w grunt kilkunastu silnemi uderzeniami wielkiego, drewnianego — młota.
Łódź posuwała się dalej.
Umiesz pływać? — zapytał mnie znowu Dawid Długi.
Umiem i to dobrze! — odpowiedziałem.
— Pewnie jak kamienna kaczka! — zażartował drugi rybak.
— Napewno umiem!
— Zresztą — tu nie głęboko. No, spróbuj wyciągnąć ten pal!
Nie byłem słaby, przeciwnie, w klasie uchodziłem za jednego z najmocniejszych i wogóle byłem uważany za doskonałego gimnastyka, dlatego sądziłem, że wyjmę pal bez najmniejszego trudu. Ale — nie tak to było łatwo! Łódź huśtała się na falach tak, że aby nie stracić równowagi, musiałem się pala trzymać, zamiast go wyciągać. W uszach mi z wysiłku huczało, a pal ani nawet myślał choćby drgnąć. Natomiast Dawid Długi wyciągnął go bez większego wysiłku.
Domyślam się — rzekłem — że tu nietyle znaczy siła, co umiejętność, zręczność!
— Jo! — roześmiał się poczciwie Dawid — Siła też musi być, ale osobliwie trzeba umieć stać mocno na nogach. Wyciągnij teraz żak!
Pokazał mi, jak go mam ująć, chwyciłem z całej siły, pociągnąłem, aż mi w krzyżach trzasło — i ledwo trochę
Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/48
Ta strona została przepisana.