Oczywiście, tylko że u nas mało się o tem myśli, jak wogóle mało się myśli o morzu. Sprowadziłbym sobie program szkolny, książki i w wolnych chwilach przygotowywałbym się do egzaminu. Przywykłem się sam uczyć, dowiodłem, że potrafię. Jak to wszystko zrobić? Mam pensję i około trzech tysięcy złotych po stryju z jego oszczędności i pieniędzy otrzymanych ze sprzedaży niektórych niepotrzebnych mi rzeczy. Po ojcu, który przed wojną był urzędnikiem pocztowym i namiętnym filatelistą, posiadam piękny zbiór znaczków pocztowych, który osobiście skrzętnie dopełniam. Nie sprzedałem go, ponieważ nie potrzebowałem, jeśli będzie potrzeba, sprzedam. Pan Zieliński przysłał mi też spis pozostałych po stryju rzeczy, które dla mnie zachowano — był w tym spisie kożuch, kurtka, podszyta futrem, ciepłe buty z cholewami, ciepła bielizna, trochę pościeli, karabinek kawaleryjski, który był właściwie mój, bo stryj mi go dawno darował i różne tym podobne skarby, jak naprzykład świetny Zeiss połowy (zdobyczny!), termos, skórzana kurtka saperska. Więc byłem niezmiernie bogaty. Co zrobię? Prosta rzecz! Bogactwem swem przechwalać się nie będę, w „pana“ bawić się nie myślę. Pójdę do Dawida Długiego, swego przyjaciela i poproszę go o radę i pomoc. Mogę mieszkać byle gdzie, na tem mi nie zależy, kąt jakiś się znajdzie. Jeść będę to samo, co i rybacy, na jedzeniu mi też nie zależy. Jestem zdrów, mocny, więc trudy wytrzymam. Powiem Dawidowi, że chcę zostać rybakiem a potem pójść do marynarki, chcę być marynarzem. I zostanę — rozumie się, jeśli pan Zieliński pozwoli.
Pani Zielińskiej spodobał się ten plan. Zaraz po obiedzie poszliśmy razem do Dawida Długiego, któremu wszystko jasno i szczerze wyłożyłem. Stary wysłuchał mnie uważnie i w skupieniu. Bałem się trochę, że wyśmieje moje plany marynarskie, ale zapomniałem, z kim mówię. Czyż on sam nie był marynarzem? Wysłuchawszy mnie, zadał mi jeszcze kilka pytań, a potem rzekł do pani Zielińskiej:
— Jo! Chłopak nie jest głupi! Ma dobrą głowę. Rybakiem, powiemy, nie będzie nigdy, bo to trzeba mieć we krwi, ale marynarzem może być, osobliwie. A nigdzie niema takiego życia jak na okręcie!
Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/85
Ta strona została przepisana.