myślicie, że my na lądzie chodzimy w spodniach bez nogawic!
— Ja doch nie mówię o buksach, ale o nogawicach! — obstawał przy swojem Dawid.
— Nic nie rozumiem — zawołałem zrozpaczony. — Pokażcie mi buksy!
Dawid z łagodnym uśmiechem wskazał mi na spodnie.
— A nogawice?
Dawid pokazał wełniane pończochy.
Ach, pończochy!
— Jo!
— Pończoch ja mam dwa tuziny!
— Doch ty w takich nogawicach nie możesz być wyjechany na morze! Nogawice muszą być grube, ciepłe, wełniane. A teraz, powiemy, te twoje „buksy“...
— Ciepłe, doskonały materjał!
— Szkoda ich na morze! Zamoczą się, wytrą na siedzeniu za trzy, cztery dni! To muszą być buksy z manczestru, takie nawet dwa lata wytrzymają. To jo! A czapka — ładna czapka, ale co po takiej czapce, gdy po morzu chodzą góry jak kościoły! Bałwan chluśnie i po czapce. Lepsza wełniana rybacka „trolmuca“ i „zydwestka“.
— Cóż to znowu?
— Trolmuca to mięka, wełniana mycka z trolkiem, takim pąkiem na górze, a zydwestka to jak hełm u żołnierzy, trolmuca dla ciepła, zydwestka od wody... i rękawice musisz mieć podwójne... W kożuchu też nie możesz być wyjechany, bo byś się ruszać nie mógł i byłbyś zmarzły... Tylko ruch grzeje!
— Więc to wszystko na nic!
— Doch nei!
Wszystko się przyda, nie na morze to do kościoła. Ale na morzu musisz być przyozdobiony po naszemu, inaczej mógłbyś się ciężko rozchorować...
— A skądże ja takie ubranie wezmę?
— Skorznie mogę ci pożyczyć, bo na rybołóstwo zimowe już nie wychodzę, zresztą poszukam, może co gdzie dla ciebie znajdę; rękawice, trolmucę, nogawice i zydwestkę kupisz w Pucku, manczestry też... Zresztą przychodzą tu
Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/89
Ta strona została przepisana.