rem. Co miesiąc „do każdej ćmy“, to jest gdy księżyc wchodzi w ostatnią kwadrę, musi się żaki „przeplatać“ to znaczy zmieniać, aby ich woda nie „zakaliła“, bo wówczas zaczynają gnić. Ponieważ dział czyli „part“ rybaka w maszoperji wynosić ma co najmniej sześć żaków, stojących w lince, zatem rybak musi mieć na zmianę jeszcze przynajmniej drugie tyle i choć kilka żaków na wynagrodzenie szkód, wyrządzonych przez burzę — czyli razem najmniej dwadzieścia żaków. Jeśli ocenimy koszt materjału na jeden żak tylko na pięćdziesiąt złotych — nie licząc pracy rybaka, który żaki sam w domu wiąże, wyniknie, iż same sieci potrzebne do połowu węgorzy, mają wartość conajmniej tysiąca — złotych. Że zaś prócz tego trzeba też mieć i inne sieci na śledzie, szproty i łososie, dalej wędki i t. p., więc nawet ubogi rybak musi w swe przybory rybackie włożyć znaczne sumy.
Przeplatać żaki lub stawiać je na nowo po burzy chodziłem zwykle z dwoma młodymi rybakami, Antonem i Józkiem, rozmownym, dobrze mówiącym po polsku, przytem wesołym i uprzejmym. Nieraz, waląc młotem w pal i z wysiłkiem sycząc przez zaciśnięte zęby swe rybackie „ef! ef! ef!“, opowiadał mi urywkami o węgorzach różne „godki“. Przytaczam najbardziej zajmującą o węgorzach, które rybakom zjadały groch.
— Wiesz Janek, co to „kula“? — zaczął swe opowiadanie Józk — Jama na dnie morskiem. Nazywa się „kula“. Więc, w zatoce, za Westowem Okiem, jest znana kula, dziś już trochę zarośnięta, głęboka na sześć metrów, ale dawniej bardzo głęboka... Tam w tej kuli siedziały chętnie węgorze i dobrze się im tam żyło... Ojce mówią, że węgorz, nie grubszy jak palec, w tej kuli za dwa tygodnie robił się taki gruby!
Tu Józk ujął się za przegub prawej ręki.
— Niedaleko tej kuli miał jeden rybak blisko brzegu pole, na którem sadził groch. Raz — groch zaczął dojrzewać, rybak się cieszył, że będzie miał trochę grochu, a w tem patrzy — strączków coraz mniej, ktoś groch podbiera. Pewnie złodzieje! Zaczął aufpasować (uważać) nocami, nie kradnie nikt — a grochu ubywa! Cóż to jest? Jednej nocy, kiedy tak przy grochu stróżował, słyszy — szmer
Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/93
Ta strona została przepisana.