Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/10

Ta strona została przepisana.

Poszedł na Plac Teatralny, stał przez cały dzień w ogonku przed kasą z biletami, wreszcie zażądano od niego pozwolenia na wyjazd na Murman.
— Jakiego pozwolenia?
— Wyszedł dziś rozkaz, iż z powodu niedostatecznej aprowizacji i braku chleba na Murmanie i w Archangielsku, wyjazd do tych miejscowości jest możliwy tylko za okazaniem specjalnego pozwolenia.
— Skąd je wziąć?
— Zgłosiwszy się osobiście do sowjetów.
— Dziękuję bardzo.
Sytuacja, bądź co bądź, „wyjaśniała się.”
Niwiński wiedział przynajmniej, dokąd jechać nie może.
Przez ukraiński front nie, na wieś nie, do Wołogdy nie, do Archangielska nie, na Murman też nie.
A jednak wyjechać musi.
Dokąd?
Jedna jeszcze pozostawała droga wolna: Na wschód. Do Władywostoku albo z Charbina przez Chiny.
— Zajadę?
Wzruszył ramionami.
— Tu siedząc, daleko z pewnością nie zajadę.
Przeszło osiem tysięcy wiorst!
Policzył swe kapitały: Dwieście siedemdziesiąt cztery ruble w „kierenkach“. Wyjechać z Moskwy za to w każdym razie można. A dalej? Zajedzie — albo nie zajedzie. Zobaczymy. „Goli“ podróżują tanio.