chodził naprawić błąd: Ofiarował własnych kilkadziesiąt tysięcy rubli, zażyłe stosunki z Jeannotem i pewien wpływ na „burżujów” miejscowych.
Drugi, inżynier, był zgrabnym, elegancko ubranym, bardzo przystojnym brunetem o ogromnych, omdlewających, czarnych oczach z jedwabistemi, długiemi rzęsami. Miał śliczną twarz przesyconej, zmęczonej kokietki a prócz tego malarję, która zakwitała wieczorem na jego śniadych policzkach rumieńcami, podobnemi do ciemno-szkarłatnych chryzantem. Był budowniczym, miał w Orenburgu własne biuro inżynierskie, znał dobrze Rosję i był delegatem moskiewskiej Rady Zjednoczenia Międzypartyjnego. Posiadał tedy pewne polityczne legitymacje i — jak się Niwiński domyślał — ambicje.
— Spryciarz! — myślał o nim — Ponieważ tu w tej chwili nikogo niema, chce błysnąć i wysunąć się na czoło. Bardzo słusznie.
Elegant omdlewał wprawdzie wciąż ze zmęczenia i zdawało się, że lada chwila skona, ale myślał bardzo konkretnie i prędko, decydował się natychmiast, umiał wyrwać się z sieci małostkowych drobiazgów i szczegółów, posiadał dużo zręczności i ruszał się żwawo. Miał rutynę ambitnego „businessmana” rosyjskiego, trochę może niechlujnego lub niedokładnego w robocie, ale zato umiejącego pracować na wielką skalę, choćby nie oglądając się na środki.
Wytworny ten elegant, usiadłszy raz w ciepłuszce na tapczanie Niwińskiego, omdlewającym głosem i podnosząc jakby ze zdziwieniem brwi, posunął sprawę znacznie na terenie politycznym.
Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/164
Ta strona została przepisana.