— Jedno by mnie tylko do pewnego stopnia, że tak powiem, frasowało — mówił dalej inżynier trąc w zakłopotaniu czoło — Oto jesteśmy wydziałem komitetu związku a tymczasem tego komitetu ani związku niema...
— Och, to najmniejsze! — uspokajał Curuś — Ja wam w danym razie zorganizuję i związek i komitet jednogłośny, jak ryba!
— Czy to aby właściwa droga? — wahał się poczciwy doktór.
— Najwłaściwsza.
— Ja bo słyszałem, że zwykle naprzód powstaje związek, który wyłania komitet a z tego komitetu wyłonić się powinien wydział —
— Nie przeczę, bywa i tak! — przyznał Curuś.
— O, to tylko kwestja stylu! — objaśnił Niwiński.
— Rozumie się! — potwierdził inżynier, — Rzecz w tem, aby wydział był w zgodzie z komitetem i Związkiem, a ponieważ brat chorąży nam to gwarantuje —
— Być inaczej nie może. W danym razie wybierzemy sobie komitet, który wreszcie może wyłonić związek, gdyby się już bez tego absolutnie obejść nie mogło. Nie przypuszczam jednak, aby aż taka ostateczność...
— Byłem pewny, że mnie, bracia, zrozumiecie! — mówił dalej inżynier — To też pozwoliłem sobie dziś w nocy przygotować nawet statut związku...
— Jakaż szalona pracowitość!
Inżynier wyjął z kieszeni kilka arkusików różowego papieru listowego.
— Może przeczytać?
Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/167
Ta strona została przepisana.