Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/264

Ta strona została przepisana.

Major czytał głośno:
— Rada Regencyjna na bezczelne żądanie niemieckiego jenerała i wielkorządcy Warszawy odpowiedziała niegodnem poddaniem się bez oporu, jakby na urągowisko wojsko Bogu polecając, Bogu przodków naszych, który nas tylekrotnie do bitwy i zwycięstw wiódł, z garstką dając nam zwycięstwo, ale nigdy do małodusznej zdrady i poddania się nie błogosławiąc tchórzliwych!
— Oj, nieładnie! — syknął Niwiński.
— I dowódca I-po korpusu, na wolę jakoby Rady Regencyjnej się powołując, podpisał drugą kapitulację, haniebną zdradą plamiąc imię tego wojska, które dla walki a nie dla zgody z wrogiem było stworzone. „Symbol Niepodległości“ pokrył się plamą nędznego niewolnictwa —
— Ajajajaj! Jakże można!
— A czy tak nie było?
— Nie wiem, może i było, ale jakże można tak tę rzecz przedstawiać na terenie rosyjskim, wogóle — wobec świata!
Major czytał dalej:
— ale niepodległość nie przepadła z nim razem: W piersiach żołnierskich bije serce za nią i tysiące synów Polski za nią umrzeć jest gotowych. Do nich kieruję ten rozkaz!
Dalej pisał generał o deklaracji wersalskiej, wykazując, że bez armji polskiej ona nie może mieć znaczenia. Przypominając legjony Dąbrowskiego, wzywał żołnierzy polskich w szeregi:
— Wzywam was w czasie, gdy cztery miasta wolnej Francji, Paryż, Nancy, Belfort i Verdun ofiarowały uroczyście sztandary czterem pułkom