Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/271

Ta strona została przepisana.

Wszystko szło jak najlepiej, a mimo to żołnierze byli jakby czemś zgryzieni i bez humoru. Skarżyli się na oficerów i ich brutalne postępowanie.
— Tu niedawno przyjechało dwuch oficerów z Omska! — opowiadał Niwińskiemu znajomy żołnierz. — Ucieszyłem się, przychodzę do jednego, salutuję, jak Bóg przykazał, i powiadam: — Przepraszam bardzo, bracie poruczniku! — a on jak na mnie popatrzy! Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, jak wróg, takiemi złemi oczami i powiada: — Jak ci dam w mordę, będziesz miał brata, ty sukinsynu!
Danobis oczywiście nie próżnował. Założył „Radę Centralną“, do której wciągnął miejscowych „burżujów“ a nawet przedstawicieli wojska. „Rada Centralna“ w statucie swym uznawała się za naczelną reprezentację Polaków w Rosji i na Syberji, przyznawała sobie prawo organizowania wojsk, prowadzenia pertraktacyj, zawierania umów, sojuszów, utrzymywania stosunków dyplomatycznych ze sprzymierzonemi mocarstwami.
Pocąc się i kiwając głowami, słuchali tych wielkich słów poczciwi mieszczanie ufimscy.
— I cóż na to brat inżynier? — spytał Niwiński, gdy Danobis skończył.
— Statut, owszem, jest piękny! — ucieszył się inżynier omdlewająco. — Prerogatywy, jakie sobie Rada Centralna przyznaje, są królewskie, tak królewskie... Zarzuciłbym tylko pewną jednostronność... Oto Rada Centralna gotowa zawrzeć sojusz z Japonją... oczywiście. — Pragnąłbym wiedzieć, czy Mikado ze swej strony zechce utrzy-