Polak, bez względu na to, w jakiej armji służył i jakiej był orjentacji, jego zdaniem, podpadał pod jego władzę. Z niechętnymi nie żartował, z opornych istotnie porobił drużyny robotnicze, które za darmo chleba nie jadły, bolszewików rozstrzeliwał bez najmniejszych ceremonij.
Słabą jego stronę stanowiła ambicja, która czyniła go zawistnym i nieufnym i pchała go do centralizowania wszystkiego w swoich rękach. Chciał zrobić wszystko, co mu kazano, nawet więcej, ale chciał być sam, jedyny, o wszystkiem decydujący. Tę ambicję trudno mu było przełamać, a jeśli gdzie musiał ustąpić, nie zapominał i miał za to zawsze urazę.
Taki jakiś dyktator polski byłby nawet może w owych czasach w Rosji i na Syberji pożądany i kto wie, czy, opierając się na karnem i bitnem wojsku, sam jeden powagą swego imienia nie sprawiłby więcej, niż stu najdzielniejszych agentów danej organizacji, ale musiałby to być człowiek w Rosji znany, z dużem nazwiskiem, a równocześnie nietylko znający Rosję lecz orjentujący się świetnie w jej rewolucyjnych przemianach. Tych warunków major, skromny oficer brygady karpackiej, nie posiadał. Człowiek niepozorny, skromnych i prostych manier, nie był nawet dostatecznie „reprezentacyjny”. Ratowała go do pewnego stopnia siwizna, która nadawała mu wzbudzający szacunek i zaufanie, wygląd starego, doświadczonego oficera, mimo iż miał wszystkiego — dwadzieścia osiem lat.
Tak tedy major zasiadł w swym obozie, obwieściwszy Polskiemu Komitetowi Wojennemu, iż przystępuje do formowania dywizji. Miała to być
Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/283
Ta strona została przepisana.