Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/301

Ta strona została przepisana.

Francuz żywo zainteresował się obozem w Bugurusłanie, oświadczył, że o pienądze niema obawy i że w obozie będzie.
Po „konferencjach ze sopłeczeństwem“ w Omsku pojechali do Tomska, gdzie znaleźli — bank polski. Finansiści chcieli wiedzieć, z czem i z kim mają do czynienia. Porozumienie z ludźmi interesu nie było trudne. Bank mógł się stać Bankiem Wojska Polskiego.[1]
Z Tomska wyruszono do Irkucka.
Podróż trwała sześć dni. Sześć dni niemal bezustannego trzęsienia się wagonem.
Niwiński budził się o świcie i wpatrzony w okno, przyglądał się krajowi.

Szły pola nieskończone, przerywane czasami przez czarne zwichrzone „tajgi“ — lasy wystrzępionych, nieraz pokracznie pogiętych przez wichry sosen syberyjskich, posępne i smutne. Czasem pociąg wpadał na most, prowadzący przez wielką głęboką i czarną rzekę — ale na mapie tych rzek nie nazwano, bo były to niegodne wspomnienia strumyki. Pustka straszna, nieobjęta sprawiałaby może przygnębiające nawet wrażenie, gdyby nie myśl, iż tu żyć można, pierwotnie wprawdzie, ale zato zupełnie po swojemu. Był to świat do zdo-

  1. Taką instytucję pod nazwą „Legiobanka“ stworzyli Czesi. Oddała ona nieocenione usługi wojskom czeskim zwłaszcza w czasie ewakuacji Syberji. „Legiobanka“ zakupiła wtedy dwa statki, zapomocą których transportowała do Triestu wojsko oraz towary, a przy tej sposobności pozakładała swe faktorje handlowe we wszystkich ważniejszych centrach Dalekiego Wschodu. „Legiobanka“ jest dziś jedną z największych instytucyj finansowych.