Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/332

Ta strona została przepisana.

przez Rosjan podczas wojny rosyjsko-japońskiej, mignęły czerwone wyłogi kilku kawalerzystów japońskich, sadzących przez wysoką trawę, błysnęły w oddali wody Sungari, pokazało się miasto, pierwsze domy — i naraz Niwiński krzyknął:
— Babylon! Babylon!
Czemu Babylon?
Pociąg jechał środkiem chińskiego miasta. Domy, choć inne od domów europejskich, przecie były domami o zasadniczych kształtach, ale ruch na ulicy! Niezliczone tłumy czarno, szaro lub niebiesko ubranych żółtych ludzi, mrowie gorączkowo ruchliwe, rozpędzeni, cienkonodzy „riksze“ — nie, jeszcze nie to wszystko na ulicy. Widać murarzy na domach, kupców i bankierów przed sklepami, stosy towarów, stoliki pełne pieniędzy, wszystko w masie swej entuzjastycznie skrzętne — tempo pracy, powiewanie różnobarwnych znaków cechowych i szyldów — miasto z „Tysiąca i Jednej Nocy!“
Wizja trwała ledwo chwilę i przepadła, ale Niwińskiemu było, jak gdyby nagle przez jakąś szczelinę spojrzał w nowy, nieznany sobie dotąd świat. Jak widmowo obce i jak konkretne, realne było to miasto, o które w tej chwili otarł się jego wagon, to odwieczne, niezmienne miasto chińskie, pracujące doskonale w swej płaszczyźnie kulturalnej, obojętne na przelatujące przez nie wieki jak na ten chrzęszczący żelaziwem pociąg...
Nareszcie pociąg wpadł na stację w zwykły bałagan rosyjsko-chiński, pomnożony jeszcze o bałagan wojskowy, bo oprócz paru wagonów misyjnych stał tuż na tupiku wojskowy eszelon włoski.