Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/351

Ta strona została przepisana.

Mimo, że jenerał Paris istotnie nieźle orjentował się w stosunkach polskich, konferencja trwała długo. Francuz chciał stronnictwa pogodzić, Polski Komitet Wojenny ustępował, zastrzegając sobie już tylko sprawy wojskowe, Komitet Charbiński ustąpić nie chciał. Adwokatom i kupcom nie szło o rzecz samą, a tylko o to, czy wygrają proces czy nie...
Wówczas Niwiński, skorzystawszy ze sposobności, krzyknął:
— Ach, teraz rozumiem, na jakiej podstawie wczoraj na wiecu w „Domu Polskim“ pan powiedział, że rozkaz jenerała Hallera jest sfałszowany, a Francuzi nie życzą sobie wojsk polskich. —
— Jakto? Jakto? — zdziwił się jenerał.
— Ja to powiedziałem? — zmieszał się „działacz”.
— Tak! I jako dowód podał pan, iż Francuzi dali Komitetowi Charbińskiemu pieniądze na rejestrację ludności...
— Ano bo tak jest! — wyksztusił działacz.
Tego było Francuzowi za dużo.
— Za — zapewne! — rzekł, aż zająknąwszy się w pierwszej chwili. — Nam będzie bardzo przyjemnie, jeśli się panowie policzą, w tej chwili jednak potrzebujemy przedewszystkiem żołnierzy...
Tym razem Polski Komitet Wojenny jeszcze wygrał.
Nareszcie nadszedł wielki dzień — przybył statek, wiozący wodzów.
Już wczesnym rankiem reprezentanci różnych państw i armij zgromadzili się w przystani. Był jenerał angielski Knox, wysoki, suchy, z bronzową