Ktoś tam protestował, gniewał się, ale jasno i wyraźnie dało się słyszeć zdanie:
— Ale! Będziesz się nad nim litował! Tak poco lazł? Madjar zatracenej! Lepiej go dobić niż zostawić tak w polu psom albo „baganom!“[1] A miejsca w naszym lazarecie niema...
Czarnogórzec, który rozumiał po czesku, tłumaczył Dworskiemu:
— Nieuniknione następstwo wojny, prowadzonej w takich warunkach!
— Krwawy naród! — trząsł głową skaut.
— Ci są gorsi! To prawdziwe hieny.
Wskazał na gromady chłopów i bab, zbliżające się ostrożnie, lecz świadome swych celów. Jaki taki przystanął nad trupem, i — kiwając nad nim głową żałośnie — szacował buty, mundur, zerkając, czy kto nie patrzy. Drugi leniwo i od niechcenia schylił się, podniósł coś, oglądnął, zważył w ręce lekceważąco, już chciał rzucić, ale zlitował się przecie i przedmiot oglądany spuszczał w kieszeń fałdzistego „armjaka.“ Ujrzawszy te miłosne zachody „chrześcijan“, patrole czeskie wnet krzykiem spędziły ich z pola. Żołnierze ze spotkanego przedtem bataljonu, a który dopiero teraz nadciągnął, rozprószyli się po łące, oglądając ślady niedawnych walk. Skrzętniejsi zbierali rozrzuconą koło pozycji broń, ściągali na jedno miejsce skrzynie z amunicją, płaszcze, czapki. Ich czarne
- ↑ „Bagani“ niewiadomego pochodzenia słowo, którem żołnierze czescy w Rosji przezwali ludność cywilną, zaś przedewszystkiem chłopów rosyjskich.