Zbudził go ruch pociągu i grom eksplozji. Działa biły gdzieś bardzo blisko, granaty wyły w powietrzu.
Zrzucił z siebie szmatę, chwycił broń, czapkę, torbę z nabojami i szarpnął zasuwą.
Świtało.
Wielkie, brylantowe gwiazdy schodziły z nieba.
Pociąg wyjeżdżał poza stację, jakby się cofał.
Zaspany Niwiński w pierwszej chwili nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, gdzie jest. Wiedział tylko jedno, a mianowicie, że nie miał zamiaru nigdzie jechać. Wobec tego, nie zastanawiając się, wyskoczył z wozu.
Zaryczał granat.
W chwilę później rozległ się trzask i z jakiegoś wozu posypały się wióry. Niwiński wciąż biegł wąską uliczką między dwoma eszelonami. Działa gdzieś strasznie blisko waliły nieustannie.
Nareszcie skończyła się uliczka między pociągami, pokazała się stacja — wcale nawet przyzwoity murowany budynek wśród starych drzew. Na bocznej ścianie przeczytał Niwiński nazwę „Krjaż“. Pobiegł ku stacji — w tej chwili w niewielkiej od niego odległości trysnął z ziemi czarny słup, a między dwoma torami pokazała się głęboka wyrwa.