wyżycia się. I nie pomoże im w tem nic a nic wielkie miasto po pierwsze dlatego, iż wymagania i potrzeby małego miasteczka są pod każdym względem zgoła inne niż miasta wielkiego, powtóre ponieważ wielkie miasta żyją obecnie same w takim chaosie nie wypracowanej jeszcze kultury nowoczesnej, iż to, co z siebie promieniują, jest wartości niejednokrotnie więcej niż wątpliwej, a przeważnie dla małych miast skutkiem swego materjalizmu w niemiły sposób wybujałego i efekciarsko powierzchownego nie przedstawiają pożądanej wartości. Prowincja ma swój własny materjalizm i nietylko, że go ma, ale ma go dość. Potrzebuje odświeżenia na polu pracy i twórczości duchowej, jedynej, mogącej dać życiu nowy, zdrowy impuls. Wtedy dopiero miasteczka poczują się w całem znaczeniu słowa dobrze, pozbędą się swego melancholijnego smutku i nauczą się miłego, pogodnego uśmiechu, który już sam może wzbudzić zaufanie przemęczonego nerwowca wielkomiejskiego. Tę kulturę jednak może sobie stworzyć prowincja sama, bez oglądania się na wielkie miasto, co byłoby tylko szkodliwe, albowiem urządzenia wielkomiejskie, stosowane nieostrożnie i lekkomyślnie, wniosłyby w jej życie tylko zgoła zbyteczny zamęt, dając bardzo mało, albo i nic.
Jak ta kultura prowincjonalna miałaby wyglądać? Na czem miałaby polegać?
Odpowiem dość ogólnikowo:
Musi być w całości polska i oryginalna. Znaczyłoby to, że życie prowincji powinnoby wynieść na światło dzienne wszystkie najlepsze wartości rdzennie polskie, pomnożyć je, gdzie tego potrzeba wymaga, dostosować zręcznie do wyżyny kultury dzisiejszej, wogóle stworzyć miłą i pogodną pod każdym względem czysto polską atmosferę moralną, umysłową i materjalną.
Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/15
Ta strona została przepisana.